Konin i region – quo vadis?
Konin ufundowany jest na gwałtownych zmianach. Tego miasta nie było jeszcze przed wojną. Powstało ono nagle, nie z popiołów, ale z węgla.
Od wielu miesięcy trwają spory wokół planowanej kopalni Ościsłowo. Warto się jednak przyjrzeć samemu Koninowi – jakie jest to miasto, czym żyją jego mieszkańcy, o czym marzą, co planuje młode pokolenie? W ostatnim czasie powstały dwa opracowania, które traktują o tym zagadnieniu: „Konin 2050”, przygotowany przez Pracownię Miejską. Koninowi poświęcił też uwagę Filip Springer w swojej książce „Archipelag”, która zdobyła już kilka nagród, m.in. na Wrocławskich Targach Dobrej Książki. Okazuje się, że w debacie dotyczącej węglowych regionów koncentrowanie się na aspektach ekonomicznych i technologicznych przesłania bardzo istotne zagadnienia – społeczne. Kiedy region czeka zmiana, zawsze będą wygrani i przegrani. Jeżeli chcemy uniknąć sytuacji, jaka wydarzyła się w Wałbrzychu po likwidacji górnictwa, trzeba już teraz planować. Ale też myśleć o tym, co będzie z miejscami pracy i jak nie dopuścić do zerwania tradycji, jak nie urazić dumy i pamięci o dobrych czasach. Ważne jest zagospodarowanie wyobraźni zbiorowej, ale to wymaga czasu i bardzo dużej wrażliwości.
Konin ufundowany jest na gwałtownych zmianach. Tego miasta nie było jeszcze przed wojną. Powstało ono nagle, nie z popiołów, ale z węgla. Przybywali tu ludzie odważni, pracowici. Liczba mieszkańców miasta rosła szybko i dynamicznie. Wydawałoby się zatem, że zmiana i patrzenie w przyszłość, tworzenie niemożliwego z niczego są tym, co ukształtowało to miasto. I że to bycie na walizkach, również mentalne, jest czymś do czego chce się i można wracać. Okazuje się, że nie. Starych drzew się nie przesadza. Przed Koninem stoi obecnie ważne wyzwanie, bo na horyzoncie znowu zmiany. Pokolenie, które budowało to miasto ma prawo czuć niepokój. Tym bardziej, że wyraźne są dwie przeciwstawne narracje: górnictwo jest dobre a z drugiej – trzeba odejść od górnictwa. Co jest pomiędzy? Na razie niewiele. A wydaje się, że to, czego temu miastu naprawdę trzeba to właśnie spokój i złoty środek. Aurea mediocritas. Jak wcześniej węgla, tak teraz trzeba tego właśnie złota. I odważnych ludzi.
Konin to nie tylko pokolenie „pionierów”. Młoda i energiczna generacja myśli o przyszłości. Dlatego powstał raport „Konin 2050”, opracowany przez Pracownię Miejską w Koninie. Raport jest zbiorem wyobrażonych, acz prawdopodobnych dróg rozwoju miasta. Która zostanie wybrana? Kolejny rok będzie decydujący, bowiem okaże się czy Konin i okolice postawią na transformację czy na utrzymywanie status quo. A jeśli na transformację, to jaką? Warto dodać, że tym i zbliżonym problemom poświęcona była konferencja dotycząca „Sprawiedliwej transformacji”, zorganizowana przez europarlamentarzystów z Die Linke i przy wsparciu fundacji Róży Luxemburg w Brukseli 5 grudnia 2016. W konferencji tej wzięli udział członkowie koalicji Rozwój Tak-Odkrywki Nie.
Miasto Konin ma obecnie dominantę gospodarczą – wydobycie i spalanie węgla brunatnego. W pewnym sensie jest mono-miastem, zależnym od określonego sektora. Ale które grupy zawodowe i pokoleniowe skorzystają na transformacji? Należy zadać pytanie, czy stawiamy na górnictwo i osoby już zatrudnione w górnictwie i zawodach około górniczych i energetycznych? Jaki rodzaj energetyki będzie dominował? Co zostanie dla młodych pokoleń? Jest to pytanie ważne, ponieważ lekceważenie obecnych trendów może przyczynić się do zapaści demograficznej miasta. Zostaną tu bowiem byli górnicy i pracownicy elektrowni. Co z resztą?
W „Konin 2050”, sugerowane jest zachowanie specjalizacji energetycznej np. powstanie Ośrodka Technologii Energetycznej, który miałby pracować nad transformacją Konina – miasta energetycznego w miasto energetyczne, ale oparte na innych, odnawialnych nośnikach energii. Chodzi o ludzką i technologiczną przemianę energii tego miasta. Jednak na razie niewiele się dzieje, jeżeli chodzi o zmiany. Raczej panuje histeria, że chcemy, aby było jak było. W takiej sytuacji pomocny okazuje się wyobrażony wróg: „Chore z nienawiści resortowe dzieci chcą nam wszystkim narzucić linię myślenia polegająca na niemyśleniu. (…) Reperować butów, cerować skarpet, produkować cukru, wydobywać węgla, naprawiać małżeństwa” się nie opłaca – grzmiał z ambony ksiądz podczas Barbórki w 2015 r. (F. Springer, Archipelag, s. 188).
Ludzie potrzebują ciągłości, zakorzenienia. Trudno się dziwić, że perspektywa zmiany, transformacji wywołuje emocje. Generuje też kompleksy i lęki – Dlaczego muszę się zmieniać? Czy to, jak było do tej pory jest złe? Konin i okolice oprócz kompleksu energetycznego, ma teraz kompleks i lęk przed zmianą. Ten lęk się wypiera – metaforycznie sprawę ujmując – pod hałdy czy zwałowisko zewnętrzne. Ten kompleks to przewidywany upadek górnictwa węgla brunatnego i lęk przed likwidacją miejsc pracy. Tak długo jak powstają kolejne odkrywki, a wraz z nimi hałdy jest dobrze. Ale co, kiedy te hałdy miażdżą ludzkie historie, ziemie uprawne, cmentarze, kościoły?
Przysłuchując się alarmistycznym wypowiedziom polityków trudno nie zgodzić się, że to co się proponuje to reanimacja umierającego miasta. Ten lęk, jak to zwykle bywa z lękami, prowadzi donikąd jeżeli się go nie przepracuje. Na razie w Koninie wszyscy się boją i dają się wodzić strachowi za nos. Boją się, być może, aby Konin nie przypominał Wałbrzycha, czy innych „upadłych” miast, co ilustruje m.in. reportaż „Arizona” Zobacz, z 1997. Jednak tak jak reżyserka „Arizony” Ewa Borzęcka zainscenizowała, po części, patologiczny obraz popegeerowskiej wsi, tak dzisiaj traumatyczny obraz upadku Konina i okolic wyobrażają sobie mężowie stanu. I można im postawić podobny zarzut jak Borzęckiej – troska o region nie może ograniczać się do kreślenia zapaści miasta.
Na razie ratowanie Konina i okolic polega na stosowaniu recepty kopalnianej, która jest już dzisiaj przeterminowana. Przeterminowana? Zapytają mieszkańcy miasta. Nic bowiem nie działa bardziej niczym płachta na byka jak dobre rady „specjalistów” spoza regionu. Jednak o przeterminowaniu kopalnianej wizji wie też dyrekcja Zespołu Szkół Górniczo-Energetycznych. Dyrekcja może mieć obawy, ale wzięła się do pracy. Szkoła wie, że młodzi i aktywni porzucą nadzieję na poprawę stanu i przeniosą się do dużych aglomeracji, jeżeli już dzisiaj nie zaoferuje się młodzieży przyszłościowych zawodów. Obecnie szkoła, poza nazwą, nie ma już z górnictwem nic wspólnego, jeżeli chodzi o kierunki kształcenia: http://www.zsge.home.pl/autoinstalator/joomla/kierunki-ksztalcenia. Co więcej otwarto kierunek dotyczący odnawialnych źródeł energii.
Szkołę „górniczą” odwiedził m.in. Filip Springer. Dyrektor Szkoły: „Ostatnia klasa techników górnictwa odkrywkowego to stąd wyszła w 2007 r. (…) Potem kierunek zamknęliśmy, bo nie chcieliśmy produkować bezrobotnych” (F. Springer, Archipelag, s. 195). Dyrektor podkreśla jednak, że trzeba pamiętać o przeszłości tego miasta i z szacunkiem podchodzić do tego, co było tu wcześniej. M.in. dlatego uczniowie wciąż obchodzą Barbórkę i występują na niej w tradycyjnych strojach. Można to nazwać inscenizacją, ale być może pozwala to obecnym i wcześniejszym pokoleniom na utrzymywaniu ciągłości tradycji, która jest przecież życiodajna i pozwala człowiekowi na znalezienie i zrozumienie swojego miejsca na ziemi. Na pytanie Springera, po co uczniowie odgrywają te „przebieranki” dyrektor odpowiada: „Musimy myśleć o tym, co jest dziś, co będzie jutro. Ale trudno zapomnieć o tym, co było wczoraj”.
W przyszłym roku będziemy się dalej przyglądać Koninowi, miastu i jego mieszkańcom. Będziemy pytać młode pokolenie, jak sobie wyobraża życie w tym mieście. Chcemy zobaczyć, jaki wpływ kopalnia, węgiel i elektrownia ma na wyobraźnię zbiorową, mity, tradycje. O potencjale Konina, z pewnością, jeszcze wiele nie wiemy.
Hanna Schudy dla www.eko.org.pl